11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Wszystko na temat nowego tournee

Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM

yankes
-#Clansman
-#Clansman
Posty: 4097
Rejestracja: pt mar 30, 2007 7:06 pm

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: yankes » pn cze 06, 2011 3:27 pm

11:50 – 12:20 Debustrol
12:40 – 13:15 Duff Mc Kagan
13:35 – 14:10 Misfits
14:30 – 15:10 Kreator
15:30 – 16:10 Cavalera Conspiracy
16:35 – 17:20 Mastodon
17:45 – 18:40 In Flames
19:10 – 20:10 Korn
21:00 – 23:00 Iron Maiden

Awatar użytkownika
gumbyy
-#The Alchemist
-#The Alchemist
Posty: 11604
Rejestracja: śr cze 01, 2005 1:49 am
Skąd: Wrocław

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: gumbyy » pn cze 06, 2011 7:53 pm

11:50 – 12:20 Debustrol
12:40 – 13:15 Duff Mc Kagan
13:35 – 14:10 Misfits
14:30 – 15:10 Kreator
15:30 – 16:10 Cavalera Conspiracy
16:35 – 17:20 Mastodon
17:45 – 18:40 In Flames
19:10 – 20:10 Korn
21:00 – 23:00 Iron Maiden
Szkoda, że Kreator nie gra w miejsce Mastodon :) bo pojechałbym sobie troszkę później do Czech ;)
www.MetalSide.pl

Awatar użytkownika
ttomasz
-#Assassin
-#Assassin
Posty: 2082
Rejestracja: śr mar 24, 2010 5:04 am

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: ttomasz » wt cze 07, 2011 10:39 am

Ja gdzieś na 17 przyjdę, wcześniej zwiedzanie Pragi ;-)

Awatar użytkownika
Budziol
-#Administrator
-#Administrator
Posty: 9518
Rejestracja: pt lip 30, 2004 9:19 am
Skąd: Łódź

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: Budziol » wt cze 07, 2011 5:42 pm

a jest co zwiedzać :)

Awatar użytkownika
Emilio
-#Lord of the flies
-#Lord of the flies
Posty: 3402
Rejestracja: sob cze 12, 2010 12:47 am
Skąd: Oborniki, k Poznania

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: Emilio » wt cze 07, 2011 5:48 pm

Piękne miasto, lubie tam wracać, gdyby to był osobny koncert maiden to może bym sie skusił :P
"Moje dni upływają pomiędzy logiką, gwizdaniem, chodzeniem na spacery i stanami depresji."

Awatar użytkownika
gumbyy
-#The Alchemist
-#The Alchemist
Posty: 11604
Rejestracja: śr cze 01, 2005 1:49 am
Skąd: Wrocław

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: gumbyy » wt cze 07, 2011 8:49 pm

Ja zwiedzanie odpuszczam... robiłem to już tyle razy, że mi się już ni chce ;) W sobotę tylko festiwal.
www.MetalSide.pl

Awatar użytkownika
Shedao Shai
-#Lord of the flies
-#Lord of the flies
Posty: 3530
Rejestracja: śr cze 01, 2011 8:30 pm
Skąd: Wrocław

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: Shedao Shai » śr cze 08, 2011 4:17 pm

Misfitsi tak prędko... masakra. Trzeba się tam będzie zjawić wcześnie ;-)

Awatar użytkownika
Steve
-#Long distance runner
-#Long distance runner
Posty: 990
Rejestracja: czw sty 07, 2010 10:09 pm
Skąd: Wrocław

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: Steve » śr cze 08, 2011 7:06 pm

Czy ktos się orientuje czy na tym Soni tez da rade kupić bliżej gwiazdy gł. "w ch... taniej" bilety? :B

Awatar użytkownika
ttomasz
-#Assassin
-#Assassin
Posty: 2082
Rejestracja: śr mar 24, 2010 5:04 am

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: ttomasz » śr cze 08, 2011 8:16 pm

Koniki są wszędzie.

archaon
-#Long distance runner
-#Long distance runner
Posty: 792
Rejestracja: czw kwie 21, 2005 10:30 pm

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: archaon » czw cze 09, 2011 12:01 am

Chciałeś powiedzieć: Polskie koniki są wszędzie.

Awatar użytkownika
ttomasz
-#Assassin
-#Assassin
Posty: 2082
Rejestracja: śr mar 24, 2010 5:04 am

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: ttomasz » czw cze 09, 2011 4:04 pm

Kolega nie może jechać, więc jakby ktoś chciał kupić bilet Siler Zone to niech da znać na PW. Przed koncertem na miejscu byłby do odbioru ;-)

Awatar użytkownika
ttomasz
-#Assassin
-#Assassin
Posty: 2082
Rejestracja: śr mar 24, 2010 5:04 am

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: ttomasz » ndz cze 12, 2011 12:44 pm

Może ja swoje Czechy wrzucę:

Zaliczyłem już kilka wyjazdów na koncerty, jednak muszę przyznać, że ten wyjazd do Pragi na Iron Maiden był zdecydowanie najbardziej udany. Już na początku odczuliśmy wesołe walory podróży, przez Czechy. Komis samochodowy „Auto-Pech”, zbiornik do segregowania śmieci na „Smesne Plasty” i zakup Poplatku mówią same za siebie. Do Pragi dojechaliśmy o 11 i po wizycie w „Burger Kingu” udaliśmy się metrem na koncert. Dość przyjemnym uczuciem było spotykanie po drodze ludzi w koszulkach Iron maiden, równie dobre wrażenie zrobiła na nas masa ludzi, jaką widzieliśmy na terenie festiwalu. Początkowo próbowaliśmy oglądać występy Loadów i Misfitsa jednak ich poziom okazał się fatalny. Szczególnie Ci ostatni, stare dziadki umalowane na stylizację trupów i śpiewające monotonne kawałki z ciągle przewijającym się „Ooooo”… Dopiero Kreator zaprezentował w miarę ciekawy poziom, po nich też postanowiliśmy pójść coś zjeść. Na ławkach, z dala od sceny przeczekaliśmy też nudnawe występy Cavalery i Mastodona. Przed In Flames planowałem zająć już miejsca, jednak jak się okazało w przerwie między występami robiło się bardzo dużo miejsca, postanowiliśmy więc przesunąć to na Korna. Opłacało się. Lekko się poprzepychaliśmy i przed Kornem znaleźliśmy się bardzo blisko barierek. Korn zrobił lepsze wrażenie, niż poprzednim razem, ale i tak zespół wybitny dla mnie nie jest i cały występ cierpliwie przeczekałem. Po ich występie udało nam się podejść jeszcze bliżej…teraz miało się zacząć to na co czekaliśmy od początku!
Już sam proces budowy sceny był dla mnie wydarzeniem. W międzyczasie porozmawialiśmy też z otaczającymi nas fanami Maiden, co jeszcze bardziej umiliło czas. Kilka minut po 9 rozległy się dźwięki „Doctor Doctor” puszczony w hołdzie UFO. Ledwo się obejrzałem, a już scena została odsłonięta i zaczęliśmy się delektować wspaniałym show świetlnym w rytmach Satelite 15… Jeszcze większy aplauz zebrało wyjście Nicko, a po nim reszty zespołu, aby na dzień dobry wrzucić nam fenomenalny koncertowo The Final Frontier! Razem z El Dorado świetnie oba kawałki się uzupełniały, choć teoretycznie kawałki te są bez szczególnego polotu. Jeszcze większy jednak entuzjazm wzbudził żelazny klasyk, jakim jest fenomenalne „Two Minutes To Midnight”. Cała publika była w swoim żywiole, mniej, lub bardziej żywo reagując na Maiden. Ja już na tym trzecim kawałku zdarłem sobie gardło śpiewając razem z Bruce’em wszystkie partie. Następnie przyszła pora na „Talizmana”, genialnemu killerowi koncertowemu, który jeszcze bardziej rozbudził publikę, która od początku zachowywała się fenomenalnie! Fani śpiewali razem z Bruce’em, oraz bez wachania wykonywali pokazywane, przez niego gesty. Po tej dawce energii przyszła przerwa na przemówienie Bruce’a. Wokalista w imnieniu całej kapeli przywitał się z nami, po czym zaczął opowiadać o festiwalach, oraz piwie, negatywnie wspominając o Calsbergu :d Tym samym nawiązał do podróżowania po świecie robiąc wstęp do „Coming Home”, przepięknej ballady o wiadomej tematyce. Kawałek stanowił świetne zwolnienie po szybszych kawałkach, nie był jednak statyczny. Wszyscy bawili się bardzo energicznie, nie było czasu na nudę! Szczególnie, gdy następnym kawałkiem był „Dance of Death”, który wywołał jeszcze większy entuzjazm wśród fanów! Nie ma co tu dużo gadać, może i „Paschendale” jest bardziej epickie, jednak to taniec posiada lepsze walory koncertowe, chwała też chłopakom, że go wybrali. Nie zdążyliśmy jednak po nim ochłonąć, gdy gitary buchnęły ogniem, a Bruce wybiegł w brytyjskim mundurze, dzierżąc flagę co dało początek genialnemu „The Trooper”, ze wspaniałym dla koncertów chórkiem pośrodku! Teraz była kolej na „The Wicker Man”, nie było fana który razem z Bruce’em nie śpiewał refrenowego „Your Time Will Come” skacząc, przy tym jednocześnie! Teraz znowu nadszedł czas na przerwę i rozmowę z Bruce’em, który zaczął ponownie opowiadać o podróżach i spotykanych fanach. Rozbawił nas wszystkich dzieląc spotykanych na mężczyzn, kobiet, pomiędzy, chrześcijan i jedi :D! Nie ma to jedak żadnej różnicy, gdyż wszyscy jesteśmy „Blood Brothers”! Może i narzekałem, że z Coming Home stanowią nadmiar wolnych kawałków, jednak myliłem się. Kawałek ujął nas wszystkich, a mnie ponownie zaskoczyli fani, którzy w czasie partii instrumentalnej zaczęli sami wykonywać gest Bruce’a z Rock In Rio! Zawsze było to moim wielkim marzeniem! Nic jednak nie wzbudziło mnie tak, jak „When The Wild Wind Blows”, przepiękny epik Steve’a. Mimo 11 minut, utwór przeleciał w mgnieniu oka, w którym w tym czasie zdążyła zagościć łezka wzruszenia! Utwór ujął mnie całkowicie i wtedy dotarło do mnie, że rangę „najpiękniejszego wolnego utworu”, jaki dotychczas przypisywałem „Teras of the Dragoon” pora przekazać temu kawałkowi. Nie znajdzie się lepszego, szczególnie w wersji live! Co więcej publika, drygowana, przez Bruce’a nuciła melodie utworu, co dodało mu jeszcze większego kolorytu i stworzyło genialny efekt! Po tym była jednak pora na kawałek z siódmego syna, mianowicie „The Evil That Man Do”! Nie dość, że kawałek sam w sobie jest genialny, to występ ubarwiła jeszcze obecność Eddiego, który wyszedł do nas, a w zasadzie do Janicka, którego dopadł w rogu sceny…Gdy panowie wyjaśnili swoje sprawy Eddie dostał gitarę i dołączył do trójki Amigos! Świetny efekt! Pod koniec utworu Edek pożegnał się z nami i wrócił za kulisy, zespół natomiast zaczął następnego klasyka…”Fear of the Dark” skandowane, przez Bruce’a i resztę publiki nie da się z niczym porównać! Ten kawałek po prostu trzeba samemu przeżyć, do tego jeszcze nucenie linii melodycznych…poezja! Ani się obejrzeliśmy, a panowie już zaczynali klasykę, mianowicie tytułową „Żelazną Dziewicę”! Nie da się opidać wrażenie, jaki wywarł na nas wyłaniający się zza sceny wielki Eddie, który najpierw złapał się łapami za ściany „hangaru” i podciągnął się do góry, wyłaniając swoją głowę! Dało to rewelacyjny efekt, wydawało się, że naprawdę za sceną schowany jest Eddie the Alien, teraz próbując się wydostać! Po odegraniu kawałku panowie pożegnali się, a Eddie poskanował jeszcze trochę publikę, po czym sam schował się za sceną. Koncert nie byłby jednak pełen, gdyby chłopaki nie odegrali bisów tak gorąco wymaganych, przez krzyczącą „Maiden, Maiden” publikę. Już wkrótce scena zapłonęła na czerwono, a my usłyszeliśmy głos lektora czytającego nam fragment biblii. Tak to mógł być tylko „The Number of the Beast”! Panowie ponownie weszli na scenę, po czym gitary ponownie buchnęły ogniem! Wszyscy razem z Bruce’em śpiewali chwytliwy refren, co dało fenomenalne wrażenie! Nim jednak zdążyliśmy ochłonąć przyszedł czas na kolejnego koncertowego killera, jakim był „Hallowed Be Thy Name”! Jak zwykle perfekcyjnie odegrany, włączając w to wspaniałą grę Bruce’a, który zachęcał nas do wrzasku, po czym udawał iż nie jesteśmy dosyć głośni. I ta partia gitarowa… Wszyscy wiedzieli, że to już koniec, gdyż doszliśmy do „Running Free” w którym to Bruce’a ponownie dał pokaz swoim umiejętnością frontmana, śpiewając z nami na dwa głosy refren, jednocześnie przedstawiając chłopaków. Wszyscy z wielkim uśmiechem kłaniali nam się, gdy zostali wymienieni, przez Bruce’a podczas gdy my staraliśmy się podziękować im za tak wspaniały show bijąc gromkie brawa. Gdy kawałek się skończył panowie ostatecznie się pożegnali, schodząc za scenę, po czym z głośników poleciał nieśmiertelny „Always Look On The Bright Sides Of Live”, a my w zadumie udaliśmy się ku bramom.
Nikt się nie odzywał, każdy z nas próbował samemu dojść do tego, czego właśnie byliśmy świadkami. Razem z tłumami fanów wyszliśmy z obiektu, po czym udaliśmy się do metra, które było pełne od fanów. Gdy tak staliśmy w oczekiwaniu na pociąg, ktoś nagle zaczął krzyczeć „Maiden, Maiden…” po czym wszyscy obecni, cały peron, oraz ciągnące się wyżej schody dołączył do niego! Po chwili zrobiliśmy tak jeszcze raz, dopóki nie nadjechało metro. Cudem udało mi się tam wcisnąć, choć moja ekipa został rozdzielona i część musiała czekać na następny. Gdy jechaliśmy, upchani jak te sardynki w puszce, ktoś ponownie zaczął krzyczeć Maiden i tak, przez dwie następne stacje. Potem większość już wysiadła i w spokoju dojechaliśmy do parkingu. Po przygodzie z biletem, IPodem GPSem, spotkanym na stacji Ślązakiem i wycieraczkami dojechaliśmy do domu.
Był to mój pierwszy koncert Maiden, choć fanem jestem już trzy lata. Nie da się opisać tego co przeżyłem oglądając ich wspaniały show. Nie da się ukryć, że jest to nie tylko najlepszy zespół, lecz również najwięksi artyści koncertowi! Wszyscy spisali się świetnie, grając perfekcyjnie swoje kawałki, a jeśli doda się do tego całą scenę, światła, oraz świetną publikę efekt jest gwarantowany! Grzechem jest po prostu przegapienie ich występu, nie da się tego porównać do żadnego dvd, czy płyty live. Ten zespół jest po prostu stworzony do grania koncertów i tego życzę im i sobie, jak najdłużej się da!

RALF
-#The Alchemist
-#The Alchemist
Posty: 10216
Rejestracja: czw maja 24, 2007 11:16 pm
Skąd: Pabianice

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: RALF » ndz cze 12, 2011 1:01 pm

Świetna relacja, w komunikatach prasowych nagminnie podają, ze ponad 25,000 ludzi na IM było w Pradze, miało być 8 - według kilku osób z tego forum. Pała ze statystyki murowana (...) :roll:

Awatar użytkownika
Emilio
-#Lord of the flies
-#Lord of the flies
Posty: 3402
Rejestracja: sob cze 12, 2010 12:47 am
Skąd: Oborniki, k Poznania

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: Emilio » ndz cze 12, 2011 1:10 pm

. Pała ze statystyki murowana (...)
Daj spokój, sprawdzalnośc prognoz frekwencyjnych na tym forum jest na podobnym poziomie co kolejne przepowiednie o koncu świata...
"Moje dni upływają pomiędzy logiką, gwizdaniem, chodzeniem na spacery i stanami depresji."

Awatar użytkownika
ttomasz
-#Assassin
-#Assassin
Posty: 2082
Rejestracja: śr mar 24, 2010 5:04 am

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: ttomasz » ndz cze 12, 2011 1:26 pm

Dzięki ;-)
Oragnizatorzy mogli planować jakieś max. 15 tysięcy, po przeniesieniu, bo już przed Maiden prawie całe pole przed sceną było gęsto zaludnione, a do tego tłumy siedziały dookoła sklepików. Tak jakby miejsca zabrakło. Przed Maiden, gdy obejrzałem wokół siebie końca nie było widać końca

IgorW
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1577
Rejestracja: śr sie 25, 2004 12:44 am
Skąd: Breslau

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: IgorW » ndz cze 12, 2011 1:59 pm

Bardzo udany wypad. Dzięki dla Ironsparatana i przezabawnej ekipy autobusowej - ojciec z dzieckiem, facet, który totalnie nawalony jechał "ku przygodzie", naczelny Dickinson autobusu i jeszcze kilka innych barwnych postaci powodowała, że wyjazd nie był nudny heh :).

Dotarłem na początek Kreatora, wszystkie koncert uważam za udane, ale najbardziej pozamiatali Mastodon (wybitny zespół, kilka lat próbowałem dotrzeć na ich koncert, mimo, że nie zabrzmieli zbyt selektywnie, nie zawiodłem się), Korn (totalna odmiana po ich występie na MH Fest, który mnie potwornie męczył, nie wiem czy to przez to, że teraz byli ciszej, czy też inny repertuar, ale koncert był rewelacyjny) no i oczywiście Iron Maiden. To był ich 10 koncert jaki widziałem, taki cichy jubileusz. Świetny Talisman, to naprawdę powinien być numer na stałe goszczący w następnych setach. Nawet klasyki ograne do bólu - 23:58, Trooper czy The Evil That Men Do wypadły znakomicie. W miejscu w którym byłe (pierwszy rząd płyty, zaraz za GC) był rewelacyjny dźwięk, to chyba najlepiej brzmiący koncert IM jaki widziałem, obok Sztokholmu 2010.

Publika spoko, mi się bardzo podoba to, że Czesi są w miarę kulturalni. Śpiewają, klaszczą, krzyczą, wbrew temu co niektórzy tu piszą, ale nie wpierdalają się na chama, nie robią pogo wtedy, kiedy inni dokoła nie mają na to ochoty, nie czują potrzeby obnoszenia się ze swoimi kompleksami, aby swoim zauważalnym i bezczelnym zachowaniem psuć zabawę innym, jak robią niektórzy nasi dumni krajanie ;). Rozwaliła mnie rozmowa dwóch łebków, już w autobusie podczas powrotu, z satysfakcją mówiących, że wywalili spod sceny jakiegoś Czecha co tam siedział cały dzień, "ale można było tak zrobić, bo się rzucał" :d. Żenua, nic dziwnego, że traktowani jesteśmy jako kulturowy zaścianek nadal ;).

BTW, jak tylko się zaczęło Doctor, Doctor, ochrona otworzyła bramki na GC - mógł wejść każdy. Co nie dziwi - sektor był bardzo luźny wcześniej, widać mało kto się pokusił o na tak drogi bilet hehe.

A co do samego Sonisphere, nadal życzę EvilNation, aby srom i pożoga się stała z tym festiwalem, żeby straty w tym roku były na tyle duże, że zwiną ten monopolistyczny interes i przywrócony zostanie porządek na rynku koncertowym. Mało w to wierzę, ale zobaczym....

Awatar użytkownika
ttomasz
-#Assassin
-#Assassin
Posty: 2082
Rejestracja: śr mar 24, 2010 5:04 am

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: ttomasz » ndz cze 12, 2011 2:07 pm

BTW, jak tylko się zaczęło Doctor, Doctor, ochrona otworzyła bramki na GC - mógł wejść każdy. Co nie dziwi - sektor był bardzo luźny wcześniej, widać mało kto się pokusił o na tak drogi bilet hehe.
Pustki straszne były, ale tego nie wiedziałem....agh, szkoda :evil: Chociaż i tak blisko byłem, z 2 metry od barjerek. A co do publiki to święta racja, wszyscy byli w porządku, tylko na Kornie pogo małe robili i omal nie zgnietli jednej kobiety, która przypadkiem się tam znalazła.

IgorW
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1577
Rejestracja: śr sie 25, 2004 12:44 am
Skąd: Breslau

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: IgorW » ndz cze 12, 2011 2:09 pm

Czytając relacje dotyczące jakości dzwięku w Wawie, tym bardziej cieszę się, że wybrałem Pragę - pod względem nagłośnienia wszystko było w porządku, przynajmniej tam gdzie stałem.

Awatar użytkownika
ttomasz
-#Assassin
-#Assassin
Posty: 2082
Rejestracja: śr mar 24, 2010 5:04 am

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: ttomasz » ndz cze 12, 2011 2:11 pm

U mnie też, wcześniej na Kreatorze (gdy stałem daleko) również. Jedynie Misfits i Mastodon miał moim zdaniem złe.

IgorW
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1577
Rejestracja: śr sie 25, 2004 12:44 am
Skąd: Breslau

Re: 11/06/2011 - Sonisphere - Praga

Postautor: IgorW » ndz cze 12, 2011 2:17 pm

Rzeczywiście, Mastodon chyba miał najgorsze pod względem selektywności i czystości brzmienia. Szkoda, bo na ten zespół najbardziej czekałem :P. Misfits nie widziałem, bo właśnie wtedy z Twoim kolegom umawiałem się na odbiór biletu.

O In Flames jeszcze nie pisałem. Przyzwoity koncert, niektóre utwory starsze (za mało ich...) mnie nawet porwały, widać, że to profeska na scenie. Może nawet za bardzo, bo czasami wydawał się koncert suchy i sterylny, po prostu perfekcyjnie odbębniony. Zabrakło jakiegoś ognia. Ale być może to zasłużenie największy szwedzki zespół rockowy od czasów Europe i Roxette ;). Szkoda tylko, że nowe kawałki brzmią niemal identycznie jak te z ostatnich płyt.


Wróć do „The Final Frontier World Tour 2010/2011”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości