Wybraliśmy się dzisiaj na zestaw Orgasmatron + Hellhaim do Potoku.
Na wejściu stwierdziliśmy, że koszmarnie jebie w tym klubie. Na szczęście pojawił się Jaro, który wypsikał cały korytarz dezodorantem i przestało walić szambem i rzygowinami.
Teraz do rzeczy. Hellhaim. Na początku nieco za głośno. Lekko skręceni od trzeciego numeru i mogłem wyjąć zatyczki. Świetny koncert. Chyba jeden z lepszych chłopaków, na którym byłem (a był to 18 raz). Energicznie, dobra reakcja publiki (około 60-80 ludzi). Grało jak trzeba. Do tego Kinga Lis jako backing vocal w dwóch numerach (dawno nie widziałem występu z jej udziałem). Ogólnie świetna zabawa. Krótka przerwa, czas na szota ze Zdanem i Orgasmatron. No można tylko zacytować Stonesów "it's only rock and roll, but i like it". Co tam się działo. Ludzi trochę przybyło, szacowałbym na ok. 120. Przy braku wentylacji czułem się jak przy soldoucie (minimalnie lżej niż na Turbo, na którym było kilku forumowiczów). Ostra jazda przez cały koncert. Do takich numerów trzeba machać łbem. Perkusista jakby wylazł z basenu już po pierwszym numerze (a niby jakiś klimatyzator tam działał). Tylko konfenansjerka Titusa mi średnio leży. Ogólnie, jeden z lepszych koncertów (jako cały wieczór) w tym roku.
A na wyjściu rockowa dyskoteka i możliwość walnięcia szota cytrynówki pod Fear of the Dark.. bezcenne