Dla mnie jest niedoceniany. Każdy ma swój punkt widzenia.co do Somewhere'a to mamy Bart podobne zdanie. ja uważam że to najlepszy album z lat osiemdziesiątych za wyjątkiem Killersów, ale to inna bajka. jest znacznie lepszy od seventh sona, lepszy od numbera i minimalnie lepszy do piece'a. o powerslave to nie mówie nawet. ale nie zgodzę sie ze jest cały dobry bo takie heaven can wait czy sea of madnes to są kawałki maksymalnie wtórne. moimi fawaorytami z tej płyty są cought somewhere in time, runner i deja vu. oczywiście piękne są też stranger i alexander i i wasted years ma tez w sobie coś przez co zawsze się go fajnie slucha. . no reasumując bardzo lubię ten album jako całość. bo jakby tak nomadowym zwyczajem porównywać utworami to może nie jest aż tak dobrze ale jako całość jest niesamowity. tylko dalej się nie zgadzam że jest to niedoceniony album.