Postautor: EXFAN » wt lis 20, 2018 9:22 pm
Przeglądam forum i piszę z pozycji byłego fana.
Co do podwajanych koncertów kwestia jest o wiele bardziej prozaiczna. Iron Maiden powoli przestają być zespołem stadionowym, raczej asekuracyjnie pozostawiają sobie furtkę na dodatkową datę w wielkich miastach a i tutaj aby wyprzedać duży obiekt potrzeba sporo czasu. Oglądałem ich w Krakowie i już dzisiaj wiem, że to był mój pierwszy raz od bardzo dawna i zarazem ostatni. Powiem krótko - skansen, brzmienie niestety pozostawiające wiele do życzenia, szumnie zapowiadane zmiany scenograficzne, to wciąż ta sama konwencja w wersji bonusowej, taki heavymetalowy teatrzyk, który zrobiłby furorę w latach '80-tych, lecz niestety już nie teraz. Nawet Judasi prezentują się bardziej adekwatnie do obecnych standardów, nie mówiąc o wykonaniu, warsztacie i brzmieniu. Iron Maiden latami lecieli na osiągnięciach sprzed 35 lat, niestety - kredyt zaufania masowej publiczności zaczyna się kończyć. Management zespołu słynie z wielkich słów, tymczasem kiedy temu wszystkiemu przyjrzeć się krytycznym okiem, okazuje się iż przysłowiowy "król jest nagi".
Sprzedaż płyt od lat pięciu zatrzymała się na tym samym poziomie (patrz oficjalne bio na witrynie), notowania na serwisach społecznościowych okazują się dość przeciętne, ludzie w przypadku wielu profili i grup dedykowanych grupie - usuwają polubienia. Ktoś powie, że to nie ważne... bzdura, dziś media społecznościowe decydują o losie artysty.
Sam wizerunek, merchandise, to niemal żywcem przeniesione szablony rodem z kultowego "Spinal Tap". Tak, jak IM nie odnaleźli się w realiach lat '90tych, tak i teraz stali się karykaturą dawnego zespołu, który miał chwile sławy w latach '80tych. Na dobrą sprawę został w tamtych realiach, całkowicie zatrzymał się w rozwoju.
Kierownictwo zespołu nazywa europejska trasę "wielkim sukcesem". Cóż, 38 koncertów, w tym 10 dużych festiwali i 750.000 sprzedawanych przez długie miesiące biletów, wcale tak wielkim sukcesem nie jest. Na dodatek (ja zaznaczyli organizatorzy) w przypadku kilku koncertów odgórnie limitowano pojemność, bowiem zainteresowanie było dużo mniejsze niż przewidywano. Tendencja ta utrzymuje się cały czas. Popatrzcie na trasę amerykańską, minęło kilka dni i zainteresowanie koncertami jest w większości przypadków dość wątłe. Nawet koncert w Nowym Jorku, w przypadku którego drugi wieczór był zawsze pewniakiem, sprzedaje się doc słabo. Porównajcie sobie tę sytuacje ze sprzedażą biletów na topowych wykonawców: Metallikę, AC/DC, Rammstein, GNR i kilku innych... tego nie da się porównać. Iron Maiden powoli spada do rynkowej pozycji grup takich jak Deep Purple czy bardziej - Judas Priest, którzy jednak znają swoje miejsce i w tym, co proponują widowni starają się być profesjonalni. Nie napiszę o Scorpions, bo Ci klasą i rozmachem koncertów, ich jakością, wyprzedzają Brytyjczyków o lata świetlne. Miałem możliwość porównania obu grup w tym roku. Szkoda słów, to jest inna klasa.
Ostatnie cztery albumy studyjne IM to niestety - płyty rozczarowujące o dyskusyjnej jakości. Te same motywy, wymęczone kompozycje, utarte schematy, nieznośne pianie wokalisty i to bałaganiarskie brzmienie, najgorsze, jakie ten zespół mógł sobie ustawić na obecnym etapie kariery. Irytujące stają się wypowiedzi Dickinsona dotyczące np "RNRHOF", "Brexitu", "Unii Europejskiej", Metalliki - to tylko pokazuje, jak bardzo człowiek ten okopał się we własnej twierdzy pt. ignorancja. Gdzie jest Meta, gdzie IM.... przecież to jest aż śmieszne. Ten człowiek żyje w swoim wyimaginowanym świecie.
Kolega zakupił właśnie nowe, remasterowane wydania ich pierwszych albumów. Niby nieco lepsze brzmienie (albo to tylko projekcja i złudzenie) jednak dość drogie wydania digipak nie zachwycają jakością. Są takie, jak Iron Maiden - byle jakie, przaśne, przewidywalne... Cóż, można odnieść wrażenie, iż wszystko dla nich jest ważniejsze od ich własnej muzyki. Gry, kubki, Eddie, jakieś idiotyczne "Belzebuby", przebieranki, walki na szable z kukłą na estradzie (w Krakowie nie wierzyłem, iż 60-letni ludzie mogą robić ze siebie publicznie takich komediantów), lalki, piwa, przypinki, komiksy czy co tam jeszcze wymyślicie... Wszystko oczywiście skrajnie kiczowate, brzydkie, wyjęte żywcem z epoki E.T. oraz Akademii Pana Kleksa. Koszmar - objazdowy Spinal Tap.
Jakie będą dalsze kroki tej przebrzmiałej kapeli? Nie da się ukryć, iż zainteresowanie grupą spada a za parę lat spadnie jeszcze bardziej. Młodsze pokolenia masowo pójdą na koncerty np. Metalliki, AC/DC czy Rammstein, na Iron Maiden już raczej w ostateczności. Może jeszcze w Europie stan ten się utrzyma nieco dłużej, bo na świecie nie mają już większych szans. Pewnie ogłoszą tzw. ostatnią trasę, lub ostatnią w oryginalnym składzie, może przejdą na emeryturę. Tak czy inaczej - pozostaną zjawiskiem (kuriozum) ścisłe przypisanym do pierwszej połowy lat '80tych XX w, czasów przaśnego, sztubackiego, przerysowanego heavy metalu, któremu za oprawę służył tandetny teatrzyk. Mówmy szczerze - dziś są już cieniem tamtego zespołu, kompletnie wyzuci z kreatywności, działający machinalnie, bez pasji i głębszego konceptu. Zobaczycie za 20 lat rzadko kto będzie o nich pamiętał, zaś Pan Bruce niech się nie martwi, raczej zaproszenia od "RNRHOF" czy jakiejkolwiek poważnej instytucji nie dostanie, wszak nie ma tam miejsca na epigonów. Także Panie i Panowie, warto nieraz opuścić strefę komfortu i spojrzeć na pewne sprawy krytycznie. Czas tej grupy już minął i tego nie da się zatrzymać. Podejrzewam, iż ich management bardzo dobrze o tym wie. Tak jest im wygodnie, zawsze można dorobić sobie ideologię o rzekomej "wierności samym sobie"...
Niestety, mają do końca raczej blisko i nie odejdą jako zespół pełen chwały i zasług, lecz jako swoiste dziwadło, archetyp kiczu i tandety w metalu. Może to, co napisałem kogoś tutaj urazi, jednak - wybaczcie, nie potrafię kłamać. Pozdrawiam.