Przyszedł czas rozprawić się z tym albumem:
World - Barwa Bruce'a denerwuje. Refren całkiem spoko. Dobra gra Nicko. Solo słabe imo, wracamy do refrenu. 5,5/10
Kolorki - Początek, nic specjalnego. Refren mi się nie podoba. Ciekawe klawisze. Solo Dave'a kalapa po całej linii. Adrian - miód dla uszu. Jedyne ooo ooo ooo na całej płycie, jak z tym nie przesadzają, to jest ok
. 4,5/10
Brighter - Riff nawet ciekawy. Refren słaby (Dickinson strasznie wyje) to powtarzanie nazwy kawałka po kilka razy jest cieniutkie jak dupa węża. Pierwsze solo może być. Patataj następnie mamy xD, solo Janicka - gówno jakich mało. Ostatnia minuta zbędna. 3,5/10
Pilgrim - Czas na szybszy numer. Refren drażni. Orientalne gitarki (to już ciekawiej) bas fajnie klekocze. Solówka zbędna. Potem już nic ciekawego tutaj nie mamy. 3,5/10
D-Day - Początek bardzo dobry (czuć klimat wojny) niestety potem atmosfera siada. Refren jest okropny :/ , solówki nie lepsze. 2,5/10
Shadows - Ta balladka kojarzy mi się trochę z solowym Dickiem. Refren, nie moja bajka. Solówka całkiem niezła. Drugie solo też ok. 2,5/10
Benek - Okładka singla rewelka, pamiętam jak na forum rozkminialiśmy kim jest ten cały Benjamin xD. Początek zawsze mi się podobał (tak i jest tym razem) dobry riff, na razie bez zarzutu xD. Refren może być, ale jakaś rewelacja sezonu to nie jest. Moment przed solówką trochę przypomina mi FoI i Powerslave. A co do samej solówki, brawo Dave Murray. Za dużo tego refrenu, ale Dickinson fajnie wyciąga pod koniec, to na plus. 5/10
God - Początek ciekawy, a za chwilę machina rusza do przodu, nie jest źle. Refren strasznie prymitywny. Solo Adriana ok, ale Dave najbardziej zamiótł. Znowu ten refren... końcówka wynagradza, przeciętniak. 5,5/10
Lord - Początek strasznie senny, ale ma to swój urok. Pierdzący bas Stefka mnie rozwala. 1:44 - zrobiło się mocniej, Dickinson śpiewa jakby się męczył (ale to na całej płycie można to zauważyć, i trochę jakby śpiewał przez nos) dobry basior, gitarki też ładnie tną. Refren nawet nawet, okolice 4 minuty, bardzo fajne wyciszenie, można chwilę odetchnąć (no i przypomina solowego Bruce'a, jest ok) solówki ciekawe, ten wałek ma ciekawą konstrukcje - nie nudzi. 5,5/10
Legacy - Intro w takim stylu Maiden ma wiele. Już 2 minuta leci, a oni dalej zamulają koprem :/ 3:09 - no już lepiej. Refren jakiś taki histeryczny, niby miała być w tym jakaś dramaturgia a jest kabaret. 6 minuta - patatajowanie, Armagedon is here (ta jasne xD) dobra niech się kończy ta płya już, bo to jakiś lol. 4,5/10
Ocena końcowa - 4,25/10, dla koneserów nie wiele gorsza od Dance of Death, BNW dalej najlepszym albumem od czasów reunion, to jeszcze Frontiera trza ocenic i można się brać za upragnione lata 80te.