Album jest kultowy i otworzył Dziewicy wrota ku sławie. Swego czasu był bardzo nowatorski i to chyba właśnie dzięki tej płycie całe rzesze ludu na całym świecie zaczęło ubóstwiać IM albo i heavy metal w ogóle. Trzeba więc oddać hołd tej płycie, ale recenzja jednak będzie chłodna, bo odzwierciedli to, co naprawdę czuję słuchając tego albumu, znając wszystkie wcześniejsze i późniejsze albumy.
Intro jest patetyczne i nie można odmówić mu mocy, ale jako całość Invaders nie ma w sobie niczego naprawdę zachwycającego poza tym właśnie motywem, który otwiera i zamyka utwór. Nie jest to tak wspaniały start, jak Hellion/Electric Eye na wydanej w tym samym roku kultowej też płycie Judas Priest. Według skali szkolnej oceniłbym na 4-. Kiepsko, jak na otwarcie.
Na szczęście dalej jest już lepiej. Children Of The Damned to jedna z najlepszych ballad rockowych, jakie znam! A znam wiele... Zastosowano w niej prościuchny riff w refrenie, zaraz po tym, jak Bruce wykrzykuje tytuł. Patent jakby wzięty od Tonyego Iommiego - proste, ale genialne. Bardzo lubię ten utwór i należy do mojej pierwszej trójki ulubionych z płyty. Pod koniec przyspiesza i okraszony jest niezapomnianą solówką. W skali szkolnej... 6!
Prisoner to taki prosty, melodyjny utwór z fajną wokalizą w refrenie. Niby nic nie wnosi nowego, ale słucha się go bardzo przyjemnie. Ze spokojem zasługuje na 4+, może nawet 5. Świetnie się też czuję, gdy Bruce krzyczy jakże wymowny zwrot "I'm not a number, I,m free man!!!!". Chciałoby się w naszym codziennym życiu wiele razy tak właśnie krzyknąć.
22 Acaccia Avenue to kontynuacja Charlotty z pierwszego longplaya. Świetne! Mięsiste riffy, świdrujące solówki, moc! Tego utworu się nie zapomina. Jak dla mnie druga 6stka i drugi utwór, który mogę zaliczyć do wielkiej trójki tego albumu. Tak powinien brzmieć wielki utwór Iron Maiden i tak też brzmi.
Dalej mamy dwa single i dwa największe klasyki - tytułowy utwór i Run To the Hills. Bez nich nie może się odbyć żaden maidenowy koncert. Mi się jakoś te utworki osłuchały a faworytów mam na płycie innych. Bardzo mnie cieszy, że stały się tak wielkimi przebojami, bo dzięki temu mój ukochany zespół jest sławny, znany i lubiany. Na koncercie o wiele chętniej usłyszałbym Children albo 22 no ale cóż... utworki niezłe, nawet powyżej przeciętnej, więc dałbym takie mocne 5. Number ma głupawy, powielający i rozpowszechniający mity o Szatanie tekst, Run To The Hills ma ciakawe intro - tyle jeszcze mogę o nich powiedzieć. Number prawie dorównuje muzycznie Acacci, ale prawie robi różnicę. No dobra, to po prostu klasyki i już!
Dalej Gangland ma ciekawą melodię, ale poza tym raczej się z tłumu nie wybija, podobnie jak dodany do reedycji B-side - Total Eclipse. Takie sobie utworki, ale nie psują jakoś szczególnie odbioru kultowej płyty, więc oceniłbym tak... na 4+ (Gangland) i na 4- (Total).
I na koniec zostało najlepsze. Utwór doceniony przez fanów, zauważone to przez zespół, grane na koncercie każdym i dobrze, bo tutaj akurat się zgadzam z powszechną opinią - to jest po prostu majstersztyk! Hallowed By Thy Name to dla mnie trzecia szóstka z tej płyty (i tak spełnia się tytuł
). Wspaniały, monumentalny, epicki utwór z niebanalną historyjką, można słuchać bez końca. Na uwagę zasługują też świetne, bardzo czułe "puknięcia" Clive'a Burra (niestety, na każdym koncercie w wykonaniu Nicko brzmi to nieźle, ale nie ma jakoś tej magii). To był zresztą pierwszy utwór Iron Maiden w którym się zakochałem na zabój.
A cała płyta to po prostu klasyk, więc trudną ją tak jednoznacznie ocenić. Nie jest to najlepsza płyta Dziewicy, nie przebiła nawet poprzednika (według mnie Killers jako całość jest lepsze), wyrównała trochę z debiutem ale przede wszystkim Ironi zmienili na niej trochę styl i zainstalował się na niej Bruce. Trochę przesadzone jest według mnie powiedzenie, że to najlepszy album, grubo nawet przesadzone, ale nie można zaprzeczyć, że album całkiem dobry, przełomowy dla zespołu. Dzięki niej zresztą, startując z tych samych schematów, ale w o wiele lepszym wykonaniu narodziły się potem takie arcydzieła, jak Piece Of Mind, Powerslave, SEVENTH SON, a nawet na Fear Of The Dark czuć jeszcze echa zapoczątkowanego na Numerze Bestii stylu.
Pośród dyskografii Iron Maiden album ten w moim prywatnym rankingu znajduje się gdzieś pośrodku, ale kocham go i szanują za to, że to na niej zdefiniowany został styl zespołu. No dobra, dam ocenę: zasłużone 666
Our time will come! Oooo...