Uff, pora chyba żebym i ja się wypowiedział o koncertach, w końcu mija już tydzień
Przepraszam, jeśli będzie to lekki chaos, ale po prostu przelewam moje myśli.
Cały wyjazd połączyliśmy ze zwiedzaniem Krakowa, także ogółem to był jeden z moich najlepszych wyjazdów na koncerty
ale do rzeczy:
w piątek przybyliśmy na nasze miejsca na sektorze A9 na jakieś 15 minut po rozpoczęciu występu Tremonti...i wyszliśmy po 5 minutach, ponieważ nie dało się tego słuchać
Wróciliśmy już na sam występ Maiden. Tu chcę dodać, że był to dla mnie szczególny, bo dokładnie 10. koncert Ironów.
W piątek były z naszej perspektywy odczuwalne lekkie problemy z dźwiękiem, gitara Dave'a wyraźnie przesterowana i pogłosy nałożone na wokal jeszcze wzmagały przestery samego wokalu, w związku z czym dźwięk nie był idealny, choć źle też nie było
Koncert był bardzo dobry, zespół w formie. W przeciwieństwie do poprzednich koncertów, tym razem nie jestem w stanie wybrać jednego utworu, który byłby takim "highlight". Może nadmienię tutaj dwa: FTGGOG, ponieważ za nim nie przepadam jakoś, a w wersji koncertowej - MAGIA!
a także FoI - to coś bardzo niezwykłego: usłyszałem na żywo pierwszy utwór Ironów, który poznałem
Ale uważam, że generalnie całość setu była po prostu na bardzo równym poziomie.
Tym razem jakoś nie dało się odczuć, że Bruce musiał się rozgrzać, śpiewał na pełnej petardzie od początku do samego końca
Czasem jedynie wydawało się, że chłopaki się rozjeżdżali w paru momentach, tak jak już część z Was pisała. Samo show dla mnie powalające. Widać ewidentnie, że Bruce miał tutaj więcej do powiedzenia i wprowadził dużo teatralnych elementów, co mocno odświeżyło występ, ale też nadal czuć, że to jest TO Iron Maiden, nie dodali żadnych laserów, LEDowych ekranów itp. Wg. mnie pomysły z nadmuchiwanym Spitfire, Ikarem czy witrażami to BOMBA!
Jednym z minusów dla mnie był fakt, że akurat na moim sektorze nikt nie stał, wszyscy siedzieli, a kobita koło mnie CAŁOŚĆ nagrywała na aparacie kompaktowym
(nie wiem po co, bo na takim małym gównie i tak gówno się zobaczy przy tak ciemnym pomieszczeniu, to taka dygresja)
Tak jeszcze dodam: widziałem z trybun co się działo na płycie i trochę byłem w szoku, bo jeszcze do tej pory takich ruchów i fali tłumu nie miałem okazji oglądać, cały czas się zastanawiałem czy to aby bezpieczne. Młyny wizualnie może i robiły wrażenie, ale jakoś nie do końca mi to pasuje do koncertów Maiden, choć nic przeciwko nie mam - niech każdy sie bawi jak chce, ale z uwzględnieniem że trzeba też uważać na bezpieczeństwo innych
Sobota - Chyba jeden z najlepszych dni mojego życia. Udało się koło 14 "dorwać" Steve'a pod hotelem i mam z nim zdjęcie oraz autograf na booklecie z LAD, mojej pierwszej płyty Ironów.
Tym bardziej, że czekałem pod hotelem 2h (od 12) i praktycznie już zbierałem się z powrotem, gdy akurat przyszedł Steve.
Muszę powiedzieć, że zaskoczyło mnie, że 'Arry praktycznie nic nie mówił, choć na moje "Enjoy your stay in Poland" zareagował lekkim uśmiechem, za to jego ochroniarz był bardzo sympatyczny, super miłe wrażenie na mnie sprawił. Poczekałem jeszcze 15 minut, ale nikt więcej z zespołu się nie zjawił, więc jako że byłem już zmęczony upałem to udałem się do swojego hotelu. Z tego co jednak piszecie, KAŻDY kto tam stał, dostał autograf czy zdjęcie, co bardzo mnie cieszy i tylko świadczy o klasie Steve'a Harrisa.
Z reszty zespołu nikogo nie spotkałem, ale to jedno zdjęcie i autograf to i tak wspomnienie do końca życia
Sam koncert jak dla mnie LEPSZY niż piątek. Tym razem siedzieliśmy z drugiej strony, bliżej sceny, na środku A1. Dźwięk na pierwszych 3 kawałkach bywał trochę przesterowany, ale potem było już praktycznie idealnie, także widać że dźwiękowiec poprawia, jeśli ma taką szansę. Sama energia zespołu i forma mnie zaskoczyła: dla mnie o ile w piątek zagrali na 100% możliwości, to sobota była chyba na 200%
Bruce jeszcze lepiej "wyciągał". Zaskoczyło mnie to pozytywnie, gdyż spodziewałem się, że to raczej piątek będzie lepszy, a w sobotę będzie widać lekkie zmęczenie
A tutaj jakby chłopaki trochę się oszczędzali, żeby w sobotę dać "całą naprzód". Publika na moim sektorze dużo lepsza tego dnia, na pierwszych kawałkach wszyscy stali, potem część usiadła, część się bawiła. Ja przesiedziałem tylko drugą połowę Sign of the Cross, dla lekkiego odpoczynku
Cóż więcej mogę dodać? Chyba tylko tyle, że gdyby grali 3. dzień pod rząd to poszedłbym bez wahania
Jeśli miałbym porównywać z innymi trasami to byłoby to ciężkie, każda miała swoją magię wg mnie. Ale forma zespołu, odświeżona setlista i show sprawiają, że postawiłbym te występy na równi z rokiem 2011, który wspominam jako chyba najlepsze koncerty Dziewicy, na jakich byłem.
Dygresja: niestety bardzo mało widziałem ludzi w naszych klubowych koszulkach, bodaj tylko dwóch Kolegów pod Sukiennicami mijałem wieczorem w piątek, po koncercie. Spory kontrast do Wrocławia, gdzie pełno ludzi było widać w "naszym" T-shircie
To tyle ode mnie. Up the Irons!