Piewsza płyta Maiden jaką usłyszałem w życiu - chciałem sprawdzić jak brzmi Iron Maiden po tym jak zobaczyłem ją na półce u kumpla w Gdyni. Skopiowałem sobie płytę na kasetę i postanowiłem przesłuchać w pociągu w drodze powrotnej. Słuchałem jej non-stop przez całą drogę z Gdyni do Lublina, a to jednak jest parę godzin
. Ten album całkowicie mną zawładnął! Ludzie w większości na niego narzekają - a to że słaba forma Dickinsona, a to że słabe brzmienie, a to że to taka "zrzutka" z kilku koncertów - ja wtedy na takie detale nie zwracałem uwagi - jedyne co wiedziałem to to że wszystkie te kawałki (nomen-omen to przecież "best of" starego Iron Maiden) zajebiście mi się podobają. Po przyjeździe zacząłem kompletować całą dyskografię zespołu. I właśnie tamto wrażenie sprawia że do płyty zawsze podchodzę z sentymentem, zatraciłem obiektywne na nią spojrzenie i - co wielu zdziwi - po latach uważam ja za najlepszą koncertówkę zespołu.