Paręnaście dni temu dowiedziałem się z Sardim o tym, że w obecny weekend odbywają się urodziny miasta Katowice. Nie byłoby pewnie w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że sobotni lineup zawierał uwielbianego na forum Krzyśka Zalewskiego

po grudniowym koncercie miałem giga niedosyt, a biorąc pod uwagę, że event darmowy i poza Krzysiem grały rzeczy, które lubię/lubiłem/zobaczyłbym z ciekawości, decyzja była jasna - jedziem do Katowic.
Dojechaliśmy tak, żeby ojebaszyć kebsa u pana króla szawarmy i zdążyć na Organka, którego nie widziałem już od 2019 roku. Uwielbiam, uwielbiam Czarną Madonnę. Potem, chłop się dla mnie stoczył - już singiel, który z tego co kojarzę wszedł na Deluxe Czarnej "Niemiłość" zwiastował dla mnie potężny upadek. Set raczej nie rozpieszczał. Zaczęli od POGO, które jest dla mnie zwyczajnie słabym kawałkiem. Sporo było rzeczy z najnowszej (choć już 4-letniej) płyty Na razie stoję... Ogólnie jak wyszła to miałem o niej bardzo złe zdanie, którego raczej nie zmienię, choć Walcz weszło mi wczoraj całkiem nieźle. Oczywiście najlepsze były starocie - Kate Moss, Wiosna, Missisipi... Choć nie wszystkie - aranż Głupiego był niesamowicie słaby i nie angażujący, a przecież to totalny klasyk Organa. Gdy zaczął grać mizerne Samoloty aż przykro się zrobiło, że to ten sam gość, który nagrał Ultimo, Czarną, Ki Czort, Nie lubię, Italiano... Co do formy koncertowej - jak ci faceci się postarzali przez te 6 lat... Niesamowite ile siwych włosów panom przybyło. Gdy odpalali na Wiośnie przebitki z teledysku to aż ciężko było uwierzyć, że to tylko 8 lat

forma i sound zespołu bardzo dobre, poza liderem, który jeszcze bardziej niż te 6 lat temu śpiewa i mówi niewyraźnie. Gitary też było dość słabo słychać. No cóż - szkoda, bo Czarna to jest giga płyta i zawsze będzie dla mnie ważną pozycją.
Dżem to zespół, który lubiłem cholernie 12-13 lat temu, ale potem człowiek zaczął słuchać więcej muzyki i uznał, że Dżem to wiocha. I prawdą jest, że wiochą są ci ludzie, którzy ślinią się przy Wehikule i Harleyu, ale kuuurde no ma coś w sobie ta muzyka i taki Paw czy oklepany Sen o Victorii siada jak zły. No i to dalej dobrzy instrumentaliści, a szczególnie Zbychu Szczerbiński i Jurek Styczyński. Dżem fajny, tylko ludzie kurwy

no i też świetnie brzmieli, w ogóle jak na imprezę typu dni miasta, to nagłośnienie i produkcja świetne. Szkoda, że płacąc często grube setki PLN za bilet, ciężko dostać takie brzmienie...
No i danie główne - Krzysztof. ZGŁOWY to bez problemu płyta, której mógłbym słuchać codziennie. Niezła reprezentacja tej płyty + kilka hiciorów i jak zwykle fenomenalna forma koncertowa no i mamy koncert idealny

wiadomo, jak na realia dni miasta

Krzysiek i jego zespół z chórkiem to zwyczajni wyjadacze. Profeska pełną parą - nie mogę się doczekać koncertu w Studiu, który będzie moją pierwszą klubówką Zalewa. Jaram się

Coma była ciekawostką. Nigdy mnie ich muzyka nie uwiodła i to się nie zmieni. Raczej nic ciekawego tam się nie działo, a nawet zaskakująco dobry Rogucki nie jest w stanie mnie na tyle zaangażować i wciągnąć w ten świat, żeby dłuzej tam zostać. Widać, że mnóstwo ludzi przyszło specjalnie dla nich - było dosyć głośno na publice. No i właśnie wspomniany Rogucki - zawsze wydawał mi się giga bucem, ale nic bardziej mylnego. Fajny, lekki humor i konferancjerka. No i wokalnie naprawdę dobrze. Sardi zauważył, że wyzbył się tej swojej przesadzonej wkurwiającej maniery, a raczej że jej nie nadużywa i ona nie dominuje - to dalej Rogucki i to słychać. No i nie myślałem, że gość tak umie drzeć mordę

myślałem, że może mnie coś chwyci live, ale Coma to zwyczajnie nie moja bajka, choć z technicznego punktu widzenia był to dobry koncert.
PS. Nic nie złapałem
PS2. (dla nugza) Paulina zachwycona Krzyśkiem
Dzięki Sardul za tripa
