Oj długo mi zeszło długo... Ale mam usprawiedliwienia;-)
Miłego czytania:-)
Uwaga – spojrzenie na wydarzenie muzyczne okiem kobiety
Moskwa 11/02/2011
Zawsze uważałam, ze nie ma to jak połączyć przyjemne z pożytecznym:-) Kiedy tylko chłopaki ogłosiły trasę w 2011 roku wiedziałam – 11.02.2011 muszę być w Moskwie.
Szybko przekonałam mojego szefa, że delegacja w tym terminie jest stanem wyższej konieczności i tak 9 lutego wieczorową porą wylądowałam na podmoskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Tego samego wieczora również Maiden pojawił się w Moskwie.Zespół miał więc 2 dni aby na miejscu przygotować się do pierwszego na trasie koncertu.
Strasznie byłam ciekawa jak wygląda obiekt w którym miał się odbyć koncert i jak wszystko będzie zorganizowane. Powiem szczerze, że byłam zaskoczona bardzo dobrą organizacją Rosjan. Sprawnie oznakowali nas opaskami do Fan Zony, szybka wizyta w szatni, zakup koszulki i w parę sekund jesteśmy w Fan Zonie. Wielkie zdziwienie – nie ma tu wielkiego tłoku – stajemy blisko sceny, która prezentuje się jednak skromnie. Obok nas słychać tylko język rosyjski, czasami angielski. Wśród Rosjan wielu dżentelmenów – odsuwają się, przepuszczają mnie przed siebie „ pażausta dziewuszka bo nie uwidisz
Ooo.. fajnie być dziewczyną w takich momentach
O suporcie nie będę wiele pisać -szkoda gadać
Rise to Remain, w którym wokalistą jest syn Bruca, wypadli fatalnie. Jak dla mnie lepiej posłuchać jest ich na youtube. Jedynie basista godny uwagi jak dla mnie
Publiczność nie ukrywała swojego zniecierpliwienia. Czekamy wszyscy na występ wieczoru. Nagle z głosników słychać” Satellite 15” no i dalej poszło: The Final Frontier, El Dorado, 2 Minutes to Midnight, Coming Home, Dance of Death, The Trooper, The Wickerman, Blood Brothers, When The Wild Wind Blows, The Evil That Man Do, The Talisman, Fear of the Dark, Iron Maiden.
Nagle pojawia się Eddie w postaci z ostatniego albumu. Fani otrzymują frotki, kostki i pałeczki. Po chwili rozbrzmiewają: The Number of The Beast, Hallowed Be Thy Name i Running Free. W czasie ostatniego utworu Bruce robi ukłon w stronę gospodarzy- zakłada charakterystyczną futrzaną czapę a jego własną rzuca w stronę fanów. Próbuje wykonać kozaczoka i zaśpiewać kilka rosyjskich melodii.
I na tym koniec.
Moje wrażenia – Wooow!!
Po pierwsze zespół – Bruce jest jak wino
- czym starsze tym lepsze. Steve ufarbował chyba wlosy - wybaczam mu, bo wygląda jak zwykle świetnie
Dave – no cóż – brzuszek rośnie oj rośnie i biedak zakrywa go luźną koszulą. Adrian bardzo się postarzał.
Czuć, że to pierwszy występ na trasie. Wszyscy zrelaksowani i chce im się grać. Bruce wrzeszy aż miło i daje z siebie wszystko.
Po drugie publiczność – świetnie reagująca, znająca teksty także numerów z nowej płyty. Ledwo dało się utrzymać na nogach w pierwszych rzędach.Miałam chwilę zwątpienia czy nie wycofać się do tyłu ale dałam radę
Po trzecie scenografia – może i skromna jak wielu uważało ale trzeba mieć na uwadze to, że przylecieli samolotem. Największe wrażenie zrobiło na mnie tło do When The Wild Wind Blows – ruiny miasta po trzęsieniu ziemi. Znając dodatkowo treść tego utworu – ciarki mogą przejść po plecach.
Po czwarte – setlista. Dla mnie super. Z nowej płyty brakowało mi tylko Starblind. Jestem zachwycona wykonaniem przez Bruca Coming Home a zupełnie powaliło mnie When The Wild Wind Blows. Kiedy słuchałam wykonania na płycie, myślałam „ot takie nudziarstwo”. Natomiast utwór w wykonaniu na żywo bardzo wiele zyskał. Pełen melodii i wspaniałego klimatu.
Dobór starych kawałków też był dla mnie super – kilka które dla mnie lepiej brzmią live - Fear of the Dark, the Trooper czy 2 Minutes to Midnight.
Z niecierpliwością czekam na spotkanie z Maiden w czerwcu w Warszawie i mam nadzieję w lipcu w Helsinkach.