Tak, ale już niektóre gitarowe motywy z numerów Judas Priest czy Iron Maiden brzmiały jak właśnie purpurowe połączenie gitary elektrycznej z organami, więc te dziedzictwo organów gdzieś się ostało w heavy, w innej formie. Stąd wielki wpływ DP na właśnie "klasyczny heavy metal" - większy niż BS. No i też na pewno Blackmore miał wpływ na dalsze inspirowanie się gitarzystów muzyką klasyczną/poważną (duet z Judasów, Rhoads, Malmsteen. No i Halford, Dickinson itp. wokalni byli bliżej Gillana, niż zawodzącego Osbourne'a. Sam prog rock też był pewnym reliktem wywodzącym się z rocka psychodelicznego i z czasem stracił pozycję, a ich czołowi przedstawiciele często bardzo uprościli swoje pomysły, a nawet poszli w pop. Za to hard rock wyewoluował w heavy metal i przez to przez wiele lat był cały czas rozwijającym się organizmem (może nadal jest, choć nie ma tu rewolucji). Na początku lat 70-tych akie zjawiska jak rock psychodeliczny/progresywny kojarzyły się z muzyką dla studentów uczelni artystycznych, a Black Sabbath raczej z klasą robotniczą. Purple i Zeppelini raczej byli poważani wśród krytyków, a BS? Byli traktowanie jak parę lat później punkowcy - uchodzili za muzykantów niewielkich lotów i amatorów. A co do hip-hopu to taktycznie teraz doszło do mnie co to napisałeś. Tam jest zresztą wiele sampli jazzowych, soulowych, więc organy Hammonda siłą rzeczy też muszą tam być.
Ja nie odbieram Purplom wielkości - po prostu nie lubię całej tej szufladki "classic rock", nie lubię czystego prog-rocka i ogólnie nadmiaru klawiszy. Ma być gitarowo i głośno!
Klimaty typu zarzucenie "kwasa" i odlatywanie przy Child In Time czy dwudziestominutowych suitach wczesnego Pink Floyd to zupełnie nie moja bajka.
EDIT: No i weź pod uwagę, że metal z klawiszami w stałym składzie raczej zawsze uchodził za ułagodzony, popowy, glamowy. Poza oczywiście prog-metalowymi bandami, ale to już zupełnie inna bajka. Klawisze to raczej zawsze się kojarzyły z tymi wszystkim Bon Jovi, Whitesnake, Europe, Def Leppard.